Matrioskas, de la escritora catalana Marta Carnicero Hernanz, no es una novela para leer una sola vez y luego guardar. El libro te atrapa, penetra y consume todo el cuerpo y la mente. Evoca emociones y obliga a pensar. La historia duele, tira y afloja, y al mismo tiempo, inexplicablemente, cura.
Hana y Sara son las dos protagonistas. La historia se cuenta con dos voces, en una narrativa muy precisa y delicada. Durante la guerra, Hana es violada y, como resultado, da a luz a un bebé que decide dejar con un doctor. Su hija, Sara, crece en Barcelona y, al cumplir 18 años, descubre que fue adoptada.
Sus caminos se cruzan un día para informar a los miembros de la familia sobre un posible riesgo de una enfermedad cardíaca. Las mujeres no tienen otra opción que confrontar todo lo que ha estado oculto durante años.
Uno de los grandes aciertos de la obra es su forma narrativa: dos voces, la de la madre y la de la hija, que se entrelazan y transportan las emociones. Estas emociones tienen distintos niveles de intensidad, pero siempre aciertan de lleno. La autora no recurre a excesiva dramaturgia ni a giros forzados de la trama. Carnicero construye su historia desde el silencio, las omisiones y las fracturas en las palabras y en las emociones. El libro llega a lugares donde gran parte de la literatura permanece callada. Y llega con fuerza y estruendo.
Un libro tan breve, pero lleno de emociones. Pasé dos semanas en su compañía, dejando que cada frase vibrara en mi cabeza. Me detenía para sentir su peso y regresaba para tocar cada palabra de nuevo, cada una que removió algo escondido y poderoso dentro de mí.
Sin haber vivido la guerra ni la adopción, sentí todo lo que las protagonistas vivieron como si fueran mis propias experiencias.
La lectura me hizo darme cuenta de que sabemos muy poco sobre lo que ocurre durante una guerra y cómo afecta al futuro de las personas y sus familias. Este es un libro que abre los ojos de sus lectores y deja una huella duradera.
La obra presenta retratos especialmente duros de los hombres: lejos de ser románticos, más bien comunes. Dominantes, indiferentes, agresivos, exigentes. La autora los muestra de una manera dolorosa y veraz. Los hombres no están en segundo plano: son el riesgo. Lo malo. Tanto del pasado como del futuro.
Los destinos de las mujeres durante la guerra me conmovieron profundamente. Los hombres inician la guerra, la dirigen y se benefician de ella. Pero las mujeres pierden más, sin formar parte directa del conflicto. Ellas sufren violencia, humillación, la pérdida de hijos y de hogares.
Los destinos de las protagonistas son brutales y, al mismo tiempo, llenos de esperanza. Observamos una hermosa, pero difícil, transformación de Sara: madura para recibir la verdad, aprende a manejar el arrepentimiento, y con esfuerzo construye una relación con su madre (¿o sus madres?).
Junto a esta transformación, Hana también cambia. Al principio, su historia parece más simple, pero también trae un enorme peso. No puedo imaginar vivir con el dolor que ella ha soportado y que enfrenta todavía hoy. No puedo decidir cuál historia duele más: la de la hija o la de la madre.
La novela habla del amor que no es fácil y de un vínculo que no nace desde el primer aliento. Es también un homenaje a la fuerza de las mujeres rotas, pero invencibles. Guerreras y víctimas que sobreviven en un mismo cuerpo.
Entrar en la historia no es sencillo. Al inicio, estamos junto al dolor, pero con cierta distancia. Sin embargo, no podemos quedarnos así mucho tiempo. Matrioskas nos ofrece un dolor necesario, purificador, con sentido. Al cerrar el libro, sentimos que ya no somos los mismos: algo se ha roto dentro, pero algo nuevo ha nacido.
Escrito por: Aneta Dukaczewska
Traducción y fotos: Weronika Bazydło
„Matrioszki” Marty Carnicero Hernanz to katalońska powieść, której nie da się po prostu przeczytać i odłożyć na półkę. Ona przenika do wnętrza, ogarnia całe ciało i umysł. Porusza emocje, uruchamia myśli. Potrafi boleć, przyciągać, odpychać, a jednocześnie w sposób trudny do wytłumaczenia – leczyć.
To opowieść o dwóch kobietach: Hanie i Sarze. Snuta dwugłosem, z narracją prowadzoną z niezwykłą precyzją i wyczuciem. Hana, której ciało wzięte przemocą podczas wojny, rodzi dziecko i oddaje je lekarzowi przyjmującemu poród. Sara, jej córka, wychowana w Barcelonie, dopiero w wieku osiemnastu lat dowiaduje się, że jest adoptowana.
Ich drogi przecinają się na nowo, kiedy konieczność poinformowania potencjalnych dziedziczek choroby serca zmusza do konfrontacji z tym, co skrywane było przez lata.
Jednym z największych atutów „Matrioszek” jest konstrukcja narracji. Dwa przeplatające się głosy matki i córki niosą emocje, które uderzają z różną siłą, lecz zawsze trafiają w samo sedno. Autorka nie potrzebuje wielkich gestów ani dramatycznych zwrotów akcji. Buduje opowieść z ciszy, z niedopowiedzeń, z drobnych pęknięć w słowach i uczuciach. To właśnie tam, gdzie większość literatury milknie, ta książka mówi najmocniej.
Choć niewielka objętościowo, jest niezwykle gęsta emocjonalnie. Spędziłam z nią ponad dwa tygodnie, pozwalając każdemu zdaniu wybrzmieć w pełni. Zatrzymywałam się, aby poczuć jego ciężar, i wracałam, by jeszcze raz dotknąć słów, które poruszyły we mnie coś ukrytego, a jednocześnie niezwykle silnego.
I choć nie jestem ofiarą wojny, choć nie doświadczyłam adopcji, wiele z tego, co przeżywają bohaterki, odczuwałam niemal jak własne.
Czytając, coraz wyraźniej uświadamiałam sobie, jak niewiele wiemy o tym, co naprawdę dzieje się podczas wojny i jak głęboko jej czas wnika w przyszłość ludzi i rodzin. To książka, która otwiera oczy i pozostawia trwały ślad.
Szczególnie dotkliwe były opisy dotyczące mężczyzn. Nie tych z romantycznych historii, ale tych z codziennego życia. Ich dominacja. Obojętność. Agresja. Roszczeniowość. Są ukazani w sposób bolesny i prawdziwy. Mężczyźni nie są tu tłem. Są zagrożeniem. Złem. Które było, jest i będzie.
Najmocniej porusza sposób, w jaki ukazano los kobiet w czasie wojny. To mężczyźni ją wywołują, prowadzą i czerpią z niej korzyści, a to kobiety, choć nie są stroną konfliktu ponoszą największe straty. Doświadczają przemocy, upokorzeń, tracą dzieci i domy.
Losy przedstawionych bohaterek są brutalne, a zarazem pełne nadziei. Obserwujemy w nich piękną, choć trudną przemianę Sary: dojrzewanie do prawdy, oswajanie żalu, mozolne budowanie relacji z matką. (Matkami?)
A jednak obok tej przemiany toczy się historia Hany – na pierwszy rzut oka prostsza, lecz niosąca w sobie ciężar trudny do udźwignięcia. Trudno wyobrazić sobie ból, z jakim żyła i z którym musiała zmierzyć się w teraźniejszości. Nie wiem, która z ich historii była bardziej bolesna – matki czy córki.
To opowieść o miłości, która nie przychodzi łatwo, i o więzi, która nie jest dana od pierwszego oddechu. To również hołd dla siły kobiet: tych złamanych, ale niepokonanych. Wojowniczek i ofiar, które muszą współistnieć w jednym ciele.
Wejście w tę książkę nie jest proste. Na początku stoimy obok historii, obok bólu. Staramy się zachować dystans, a jednak nie potrafimy pozostać na zewnątrz. „Matrioszki” bolą, lecz jest to ból potrzebny, oczyszczający, niosący znaczenie. Po zamknięciu książki czujemy, że już nie jesteśmy tacy sami; coś w nas pękło, a jednocześnie coś się narodziło.
Autorka: Aneta Dukaczewska
Tłumaczenie i zdjęcia: Weronika Bazydło